Znana z serii fotografii lalek Barbie, Magdalena Beyer, na wystawie w Gdańsku, po raz pierwszy pokaże publiczności swoje prace malarskie. Powstałe w odosobnieniu na Pomorzu, na przestrzeni ostatnich lat, odważne, wielkoformatowe obrazy, będzie można oglądać już do 6 czerwca w nowej galerii WL-4. Na wystawie Magdalena Beyer. Idę znajdą się także wcześniejsze zdjęcia pochodzącej z Gdyni artystki. Zadaliśmy jej kilka pytań.
Wcześniej znana Pani była głównie z fotografii artystycznej. Na wystawie Idę prezentuje Pani swoje prace malarskie i to wielkoformatowe. Skąd ta zmiana medium artystycznego?
M.B.: Medium jest tylko środkiem. Fotografia była mi potrzebna intensywnie przez rok. Chciałam pokazać historie, zatrzymać je, więc wzięłam do ręki aparat. Ich bohaterki przyjeżdżały do mnie z całej Polski, z dużych i małych miast. Zmęczone, zdezelowane, gołe, bez ręki. Przyjeżdżały, żebym opowiedziała ich historie. To trwało rok. Kiedy wiedziałam, że jest opowiedziane. Odłożyłam aparat. Teraz jeśli potrzebuję aparatu używam telefonu. Może aparat jeszcze wróci.
Teraz potrzebuję farb, folii i ram w wielkich formatach.
Co łączy Pani fotografie i prace malarskie?
M.B.: Chyba głównie ja je łączę 🙂 Wiele osób na wystawie pytało – to te fotografie też są Pani? Wydaje się, że obrazy i zdjęcia to dwa różne światy. Ale jeśli się im przyjrzycie to jest część wspólna, przede wszystkim na poziomie emocji.
Niektóre obrazy mają w sobie fotografie, ich fragmenty. Ale to nigdy nie jest z góry zaplanowane. Po prostu przychodzi moment, że fotografia jest mi potrzebna, jest elementem większej całości, która układa się na obrazie. Zrobiłam i wydrukowałem wiele zdjęć, które czekają. Może przyjdzie ich czas. U mnie wiele prac czeka (obrazy, fotografie, teksty). Czeka albo na swoją kolej albo po prostu na tytuł, czasem parę miesięcy czasem kilka lat, bo moment kiedy powstaną nie zawsze jest momentem, kiedy mają iść dalej.
W malarstwie sięga Pani po mało „malarskie” materiały. W tekście kuratorskim do wystawy Idę czytamy: Artystka używa mało malarskiego podłoża. To folia. Folia nie ma w sobie nic ze szlachetności płótna, z jego uświęconej tradycji malarskiego podłoża. Ale folia ma jedną zaletę – doskonale przepuszcza światło, pozwala na intuicyjną korelację z otaczającą przestrzenią. Skąd przyszła potrzeba po sięgania inne materiały, niż farba?
M.B.: Farba to za mało, jest elementem, ważnym ale nie jedynym. Używam tego co jest mi akurat potrzebne do pokazanie tego co chcę pokazać. Folia jest nieszlachetna i szlachetna zarazem. Dzięki jej przejrzystości mam światło a światło jest dla mnie bardzo ważne. Ważne są warstwy, czasem jeden temat nakłada się na drugi, jedna historia przykrywa inną. Czasem tylko ja wiem ile historii jest pod spodem. Ale ich wspólna intensywność na końcu działa na widza.
Czy jest Pani w stanie wymienić swoje artystyczne inspiracje? Pani fotografie przywołują sztukę pop-artu, natomiast malarstwo jest bliżej ekspresjonizmu. Jak by Pani określiła swój styl? Ma Pani swoich ulubionych artystów i artystki? Kto Panią w szczególności inspiruje?
M.B.: Styl? Inspiracje? Nad tym się nie zastanawiam, nie staram się tego ująć w ramy słów. Zostawiam tą przyjemność obserwatorom moich prac. Jestem typem człowieka, który podróżuje głównie do środka i inspiracja jest stamtąd. Ja nawet nie lubię jeździć na wakacje, bo wtedy nie mogę pracować. Lubię być w pracowni. Zbieram z „dookoła” wszystko, to wpada do środka a potem pojawia się na zewnątrz w postaci obrazów, zdjęć albo zapachów, tworzę też zapachy. Jeśli chodzi o artystów to moją bratnią duszą jest Bob-nosa Uwagboe, którego wystawa była w zeszłym roku w Muzeum Sztuki Współczesnej w Gdańsku.
Mieszka Pani na Pomorzu. Jak ten krajobraz wpływa na Pani twórczość artystyczną?
M.B.: Na Pomorzu mam pracownię, na wsi. Jest pusto, olbrzymia przestrzeń, wieje zawsze silny wiatr, zimą jest bardzo zimo, bo nie ma w niej ogrzewania. Jest pięknie. Bardzo lubię tam być.
Nad czym Pani teraz pracuje? Jakie są Pani plany po wystawie Idę w Galerii WL4?
M.B.: Cały czas nad czymś pracuję. Powstają kolejne obrazy. Idę jest moim ulubionym słowem i czynnością. Dlatego idę nieustannie. Jeszcze nie wiem co będzie dalej i chyba to jest najbardziej inspirujące.