Rozmowa z Filipem Popławskim

Niełatwo jest być artystą w dzisiejszym świecie. Wrażliwość jest coraz częściej nierozumiana i nazywana słabością. Młodym talentom coraz trudniej odnaleźć się w rzeczywistości, którą kreują media. Niektórym się to jednak udaje, gdyż często ich motywacją do działania jest szczęście, które płynie z tworzenia, a przy odpowiednim wsparciu i zaufaniu może okazać się jego kluczowym składnikiem.

Poniżej rozmowa o sztuce z młodym artystą – Filipem Popławskim.

 

Kiedy poczuł Pan, że sztuka jest tym co poprowadzi Pana przez życie? Co było bodźcem twórczym?

FP: Nie było chyba jednego przełomowego momentu, który zadecydowałby o kierunku mojego życia. Wydaje mi się, że stopniowo narastało to we mnie od dzieciństwa. Jako nastolatek wiązałem swoją przyszłość z muzyką, jednak mniej więcej w liceum zacząłem malować i do tej pory nie mogę przestać. Bodźcem do malowania jest i chyba zawsze było to, że bez tego jestem po prostu nieszczęśliwy.

Który artysta jest Panu bliski?

FP: Nie ma jednego artysty, który byłby mi najbliższy. Jest bardzo wielu twórców, którzy mnie inspirują i z którymi czuję w jakimś stopniu więź. Tym, który skłonił mnie do tego, żeby w ogóle zacząć malować był Zdzisław Beksiński i to właśnie on na początku miał ogromny wpływ na moją twórczość, a szczególnie jego obrazy z ostatniego okresu. Jednak nie byłbym tym kim jestem dzisiaj, gdyby nie Anselm Kiefer, Francis Bacon i Kazuo Shiraga. Ogromnie ważny dla mnie był zawsze również japoński kompozytor Akira Yamaoka, który nie tylko wpłynął poważnie na moje muzyczne kompozycje, ale i na obraz.

Który wernisaż wspomina Pan najlepiej?

FP: Nie lubię wernisaży. Nie lubię na nie chodzić, ani ich organizować. Jeszcze nie byłem na wernisażu, który by mi się naprawdę spodobał. Klimat panujący na wernisażu dla mnie wydaje się być sztuczny i zakłóca mi odbiór prac. Wydaje mi się, że wernisaży nie organizuje się dla przebywania ze sztuką. Są za to pewną formą promocji artysty. Lubię wystawy, mogę wtedy zatrzymać się na spokojnie i nawiązać dialog z pracą i nikt mi w tym nie przeszkadza. Na wernisażach w tłoku ludzi, czasami przypadkowych, jest to trudne. Jeśli chodzi o moje wernisaże, zawsze wiążą się one z silnymi przeżyciami. Najlepiej wspominam ostatni wernisaż w „L’Entre Villes”. Kosztował on mnie wiele stresu i pracy, ale atmosfera była niesamowita. Jedną z rzeczy, które najlepiej wspominam, było pojawienie się na wernisażu p. Wojciecha Fibaka.

Słyszałem, że jest Pan artystą wszechstronnym i tworzy Pan również muzykę. Fotografia również jest Panu bliska. Czy znajduje Pan czas na wszystkie pasje? Czy może sztuka gra jednak pierwsze skrzypce?

FP: Malarstwo jest dla mnie najistotniejszym i najbardziej naturalnym środkiem wyrazu. Muzyka też jest dla mnie bardzo ważna, stanowi pewnego rodzaju dopełnienie mojego świata, ale czas głównie poświęcam malarstwu. Fotografię, grafikę komputerową i inne rzeczy robię raczej dodatkowo, kiedy znajdę na nie czas, jako coś co mogłoby wspierać malarstwo. Myślę, że jest to dobre źródło inspiracji i możliwość spojrzenia na sztukę z innej perspektywy. Nie chciałbym zamykać się wyłącznie na malarstwo, mimo że jest dla mnie najważniejsze.

Nie zamyka się Pan tylko w malarstwie figuratywnym, ale tworzy Pan również dzieła abstrakcyjne. Co jest Panu bliższe i czy te dwa kierunki w jakiś sposób się łączą?

FP: Dla mnie malarstwo abstrakcyjne i figuratywne dopełniają się nawzajem w mojej twórczości, stanowią pewną całość. Nie byłbym w stanie powiedzieć, co jest mi bliższe, ani oddzielić ich już od siebie. Dzięki temu, że nie zrezygnowałem z żadnej drogi, czuję, że znalazłem pewnego rodzaju równowagę. Myślę, że warto mieć otwartą głowę i nie zamykać się wyłącznie na jedną formę ekspresji lub rodzaj malarstwa.

Jest Pan bardzo młodą osobą a ma Pan już managera. Artyści najczęściej reprezentują się sami. Nie jest łatwo znaleźć osobę, która w pełni zrozumie artystę i jest to sprawa dosyć kosztowna. Jak Pan odnalazł się w takiej współpracy i jak ona wygląda.

FP: Muszę powiedzieć, że miałem niewiarygodne szczęście poznając Monikę Leśniak. Naprawdę trudno jest znaleźć osobę, z którą można mieć wspólny język, a nam się to udało, co w mojej profesji jest bardzo rzadkie i bardzo potrzebne. Nasze wizje łączą się. Współpracę z Moniką nawiązaliśmy po moim wernisażu, który organizowaliśmy wspólnie w sopockiej restauracji „L’Entre Villes”. Jestem bardzo zadowolony z tego, że Monika tak bardzo we mnie wierzy i realnie mnie wspiera. Jest to dla mnie wielka pomoc, co dało się odczuć już na etapie organizacji wernisażu.