Tym razem przedstawiamy Wam młodego artystę Macieja Zabawę – gdańszczanina z urodzenia, absolwenta Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej w Poznaniu, uprawiającego malarstwo i malarstwo na jedwabiu.
SzT: Co spowodowało, że zająłeś się sztuką?
MZ: Chyba nic szczególnego. Jak przypominam sobie najmłodsze lata, to już widać było moją pasję do tworzenia. Od zawsze chciałem coś budować, konstruować. Dosyć długo nikt niczego się nie domyślał, ponieważ moje przejawy kreacją nie były klasycznymi zainteresowaniami, czyli jakoś specjalnie nie rysowałem, nie malowałem. Za to robiłem wszystko łącznie z tworzeniem przedmiotów, czy ich konstruowaniem. A do tego miałem milion pomysłów na minutę. W liceum od razu to zauważyli, więc robiłem to, co lubię najbardziej, czyli: zdjęcia spektakli szkolnych, plakaty, scenografie, itp.
Na studiach poczułem się jak ryba w wodzie. Okazało się, że trzeba myśleć, a nie tylko wkuwać regułki i uczyć się materiału na pamięć. Myślenie jest kluczem; wpadłem w sztukę bez reszty.
Wciąż chce się uczyć, rozwijać i próbować nowych rozwiązań, jednym słowem poszukiwać. To mi zostało od dziecka i ma zarówno wady jak i zalety, ponieważ trudno jest działać na wielu polach plastyki. Trzeba coś wybrać i się w tym wyspecjalizować – podobno to droga do sukcesu.
Ja się wciąż borykam z dziecięcą fascynacją nowym i muszę się przywoływać do porządku, by nie robić zbyt wielu rzeczy na raz.
SzT: Jakie są Twoje upodobania malarskie?
MZ: Hm… Trudno powiedzieć. Lubię malarstwo Wróblewskiego, Tarasewicza, Sadleya, Gerharda Richtera, Sasnala i wielu innych. Oglądam bardzo dużo obrazów, ale interesuje mnie też Banksy.
Obecnie podoba mi się chlapanie farbą, nakładanie jej dużą szpachlą, improwizowanie. Wydawać by się mogło, że to jest proste. Artysta chlapnie tu, chlapnie tam i twierdzi, że to sztuka. Zapewne takich opinii jest wiele, szczególnie jeśli chodzi o malarstwo abstrakcyjne. No cóż, z mojej perspektywy to wygląda zupełnie inaczej. Zanim zasmaruję farbą i zachlapię płótno, bardzo dokładnie przygotowuje się do tego aktu. Sam się z tego czasem śmieję, bo mówię o improwizowaniu, a to jest jednak przemyślany i w dużym stopniu zaplanowany proces. Jeden z moich profesorów kiedyś powiedział mi ciekawe zdanie „Trzy miesiące myślenia i jedna godzina malowania”, i tak to właśnie wygląda.
Najpierw obraz trzeba namalować w głowie, co jest bardzo spalającym procesem. Potrafię malować w wyobraźni jak w rzeczywistości, robię poprawki, wracam do wcześniejszych wersji i dopiero kiedy uznam, że wirtualny obraz jest gotowy, zaczynam malować w realu.
I tu zaczyna się improwizacja, ponieważ przeniesienie wyobrażenia z głowy jest zawsze jak lot na księżyc. Niby wszytko policzone, przećwiczone i zbadane, a zawsze zaskoczy czy zachwyci. Więc trzeba improwizować, być gotowym na to, co nie przewidziane.
MZ: Kiedyś artyści inspirowali się przede wszystkim naturą i jest to nadal świetna sprawa, ale naturalnym środowiskiem, w którym się poruszamy stał się Internet, świat cyfrowy. Dzisiaj dzięki niemu mamy dostęp do ogromnych zasobów sztuki, wiedzy.
Kiedyś trzeba było biegać po wernisażach, co zresztą jest przyjemne, ale dzisiaj można oglądać znanych i nieznanych z całego świata, więc tempo pochłaniania sztuki gwałtownie wzrosło. Ma to bezpośredni wpływ na artystów i na ich sztukę.
Wychodzę z założenia, że trzeba dużo oglądać i tych znanych, i tych, którzy jeszcze nie osiągnęli wielkiego sukcesu. Po za tym samo koncentrowanie się na malarstwie to za mało.
Oglądam grafikę zarówno projektową jak i warsztatową, interesuje mnie dizajn.
SzT: Malujesz na jedwabiu. Zdradź nam jak powstają te obrazy?
MZ: Malarstwo na jedwabiu to fascynująca technika, ale jest bardzo trudna. W samym malowaniu zasady są podobne jak w malarstwie akwarelowym.
Bielą jest jedwab, a więc malujemy od jasnego do ciemnego. I tak samo, jak w akwareli błąd trudno naprawić. W akwareli ściera się papier, niestety jedwabiu nie da się zetrzeć. To podobieństwa.
Istotną różnicą jest fakt, że w malarstwie na jedwabiu używamy barwników, a nie farb. Ma to swoje zalety, gdyż po utrwaleniu termicznym tkaniny możemy ją normalnie użytkować, prać, prasować. Dzięki temu malarstwo to może stać się malarstwem użytkowym. Dodatkowym atutem tych prac jest to, że przepuszczają przez siebie światło.
Obraz podświetlony od rewersu daje niesamowite wrażenia kolorystyczne. Jeśli do tego wyeksponujemy taką prace, dając jej możliwość reakcji na ruch powietrza, uzyskamy żywą materię koloru.
SzT: Co uważasz za swój największy sukces do tej pory?
MZ: Moim największym sukcesem jest to, że wciąż mogę się zajmować tworzeniem. W świecie, w którym liczy się jedynie zysk i status materialny, uprawianie sztuki, która w swym założeniu na pierwszym miejscu nie ma osiągać wyników finansowych, a wnosić coś niematerialnego czy nienamacalnego, jest planem utopijnym, ale wartym walki.
SzT: Ulubiony obraz?
MZ: Trudne pytanie. Mam wiele obrazów w głowie – tych, które widziałem i wiele obrazów, które namalowałem. Chyba nie powinienem wyróżniać żadnego z nich, każdy jest inny, każdy coś innego wnosi.
SzT: Dziękujemy.
Więcej prac Macieja Zabawy znajdziecie w dziale Artyści Trójmiasta.