MINI WYWIAD z Gosią Białogłowską

Gosia Białogłowska to założycielka działającego na terenie Trójmiasta Kolektywu Artystycznego, w którym tworzy unikatowe, malarskie dzieła sztuki. Więcej o Kolektywie w dziale Artyści Trójmiasta.

SzT: Skąd pomysł założenia Kolektywu?

GB: Kolektyw Artystyczny założyłam w listopadzie 2015 r., zaraz po tym, jak zwolnili mnie z pracy w banku, ale pomysł rodził się w mojej głowie już od wielu lat. W zasadzie maluję odkąd tylko pamiętam, malowanie i rysowanie jest moim sposobem na życie, ale też ucieczką od codzienności. Chyba nigdy nie powinnam pracować w bankowości, gdyż to zupełnie nie był mój świat. Gdy zakładałam Kolektyw wydawało mi się, że trudno jest się utrzymać ze sztuki, ale ze sztuki użytkowej to już zupełnie co innego. Stąd właśnie pomysł na Kolektyw. A mój Kolektyw to malarstwo, malowanie porcelany, grafika komputerowa i fotografia, a także warsztaty artystyczne. Dziś już także myślę, że malowanie obrazów, które do tej pory było zarezerwowane tylko dla mnie, może być również sposobem na rozwój Kolektywu. To mnie nawet inspiruje do malowania, ale malowanie obrazów wymaga natchnienia, innego niż w przypadku malowania porcelany, takiego z wnętrza duszy.

SzT: Działasz sama czy współpracujesz z innymi artystami?

GB: Jeśli chodzi o malowanie to działam sama, choć nie wykluczam współpracy, jeśli firma nagle zaczęła by się rozrastać. Natomiast jeśli chodzi o fotografię czy grafikę komputerową to współpracuję z dwoma wyjątkowymi artystami. Fotograf to mój syn Patryk Białogłowski, a grafik to Łukasz „Verd” Półrolnik. Wszyscy się od siebie dużo uczymy, tworzymy zgrany zespół.

SzT: Jak wygląda dzień w Kolektywie Artystycznym?

GB: Trudno powiedzieć ponieważ dzień nie jest podobny do dnia. Kiedy mam duże zlecenie, to od rana do wieczora maluję, nie mam wówczas czasu na nic innego. A kiedy np. tworzymy grafikę, to jesteśmy przez cały dzień na łączach internetowych – tworzymy, wymieniamy się poglądami, pomysłami. Czasem klient zajmuje cały dzień pracy. Ale kiedy jest luźniej, to wówczas np. piszę (bo piszę bajki), niestety jeszcze wciąż do szuflady, maluję obrazy, rysuję albo przygotowuje się do zajęć z młodzieżą. Prowadzę bowiem także zajęcia literacko-artystyczne w świetlicy środowiskowej: Centrum Aktywizacji i Integracji Społecznej Centrum Reduta – TPŚ Mrowisko na Dolnym Mieście w Gdańsku.

SzT: Skąd czerpiesz pomysły dla malowanych na porcelanie wzorów?

GB: Z przyrody. Ale czasem też klient ma swoje pomysły, przesyła zdjęcia, lub tylko opisuje swoje oczekiwania. Jednak najczęściej to są moje pomysły, które czerpię z otaczającego świata. W sumie najbardziej na porcelanie lubię malować kwiaty.

SzT: Jak oceniasz popyt na ręcznie wykonaną sztukę użytkową?

GB: Hm. Malowanie jednej filiżanki ze spodkiem zajmuje mi około 5 godzin. Dbam bardzo o szczegóły, zależy mi na wysokiej jakości i nie pozwalam sobie na jej obniżenie, dlatego też muszę cenić swoją pracę. Moja ręcznie malowana porcelana podoba się bardzo wielu ludziom i wielu chciało by ją mieć u siebie w domu, bo prawda jest taka, że są to małe dzieła sztuki, z którymi możemy mieć kontakt na co dzień. A poza tym, co jest bardzo cenne w dzisiejszym pędzącym świecie, w którym wszystko jest powtarzalne, moja ceramika jest czymś unikatowym – nie ma dwóch takich samych filiżanek, kubków, czy zastawy. Stają się one taką namiastką luksusu i  świetną okazją, aby obdarować nią kogoś z różnych powodów. Popyt jest, gorzej z możliwością pozwolenia sobie na ich zakup..

SzT: Polacy doceniają taką sztukę?

GB: Tak, ale z uwagi na cenę, która jest uzależniona od czasu, jaki poświęcam na malowanie porcelany dbając oczywiście o jakość, Polacy kupują moją porcelanę głównie w prezencie dla osób bliskich, ważnych, czy w podziękowaniu. Inaczej sprawa ma się np. w Anglii, gdzie ludzie chętniej kupują moją porcelanę dla siebie do domu.

SzT: Gdybyś miała dziś ponownie zmienić „zawód” to czym byś się zajęła?

GB: Zmieniłam właśnie zawód, nie wyobrażam sobie, że mogłabym w życiu robić coś innego, nie wyobrażam sobie, jak mogłam robić coś innego. No może mogłabym jeszcze pracować w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych. Praca z młodzieżą sprawia mi równie dużo radości, jak praca artystyczna.