Osoby śledzące wydarzenia w Trójmieście na pewno już słyszały jego nazwisko. Przyjechał z Włoch wraz z żoną Anią. Zamieszkał w Sopocie i od tego momentu mieliśmy okazję zobaczyć jego prace m.in w Sztuce Wyboru, Klubie Atelier, WL4 – Art Space oraz ostatnio w Teatrze BOTO.
SzT: Co sprawiło, że zostałeś artystą?
DC: Nigdy nie planowałem zostać artystą. Wcześniej malowałem jedynie na arkuszach papieru, ponieważ zajmowałem się projektowaniem mody. Prawdę mówiąc pierwszy raz okryłem przyjemność z malowania farbami i emaliami, kiedy odnawiałem dom we Włoszech i postanowiłem w nietypowy sposób udekorować jego ściany. Potem zacząłem malować na płótnie i tak się wszystko zaczęło. Pomyślałem, że mogę wykorzystać płótno, by odzwierciedlić nasze społeczeństwo i w możliwie najprostszy sposób przekazać zagadnienia, które wydaja nam się skomplikowane, ale w rzeczywistości są bardzo łatwe do zrozumienia. Poprzez użycie symboli i ikon zagadnienia te mogą być dostępne dla wszystkich i zachęcić ludzi do poszukiwania prawdy i kwestionowania pewnych spraw.
Właśnie weszliśmy w nową erę – Erę Wodnika – i wszystkie stare wartości straciły ważność. Nie możemy wyjść naprzeciw nowej rzeczywistości w utarty sposób. Głównym celem moich prac jest przebudzenie ludzi, zachęcenie ich do zakwestionowania starego toku myślenia i zainspirowanie ich do zmiany. Dlatego też niektóre z moich prac są uważane za kontrowersyjne, ponieważ dotykają tematów, z którymi niektórzy ludzie nie są jeszcze gotowi stanąć twarzą w twarz. Z drugiej strony duża część moich prac to uniwersalne, ponadczasowe prawdy, które maja na celu pomóc człowieczeństwu odnaleźć równowagę i jedność, których potrzebuje, by przywitać nowy świat w duchowy sposób.
DC: Od dziecka lubiłem rozkładać rzeczy na części, by zobaczyć, jak działają, naprawiać je i montować z powrotem. Chciałem być mechanikiem. Mogę powiedzieć, że robię dokładnie to samo z naszym społeczeństwem – obserwuję ludzkie zachowania, oddzielam pojedyncze jednostki z ich historiami, z powrotem łączę je z miejscem, które zajmują i patrzę ponownie na ich rolę w naszym świecie. Wciąż zachowujemy się w tak mechaniczny sposób, że ten proces zrozumienia jest dla mnie bardzo łatwy. Chciałbym inspirować ludzi, by zmienili swoje życie poprzez kwestionowanie świata, który nas otacza i odnalezienie swojej własnej wyjątkowości.
Poza obserwacją społeczeństwa, wielkimi źródłami inspiracji od zawsze są dla mnie filozofia oraz muzyka.
SzT: Opowiedz nam jak powstają Twoje prace..
DC: Maluję głownie na płótnie, które ustawiam w poziomie – nigdy nie miałem sztalug. Jest mi łatwiej pracować na drewnianych koziołkach, bo używam dużych ilości emalii. A ponieważ zacząłem w niekonwencjonalny sposób, od początku używałem wszystkiego, co miałem do dyspozycji w garażu. Stąd też wszystkie materiały to rzeczy, których nie znajdziemy w sklepie dla plastyków – emalie, śruby, grube pędzle, grzebienie, łyżki, śrubokręty, wiertarka, pianka, klej, piasek. Praktycznie jedyny tradycyjny element mojej sztuki to płótno. Maluję warstwami i nie mam jednej stałej metody, ponieważ improwizacja zawsze jest dla mnie najważniejsza. Technika drippingu to moja ulubiona część, ponieważ nie dotyka się przy tym płótna, po prostu tańczy się z kolorem, zrzucanym wyschniętym pędzlem, patykiem lub własnymi rękami, by osiągnąć odpowiedni efekt, zależnie od wibracji, jaką obraz ma w swojej naturze. Jest się między niebem a ziemią i jest to zupełnie inna metoda kontrolowania ruchu, na przykład linie lub krople farby opadają na powierzchnię z opóźnieniem, a dźwięk, jaki wytwarzają dotykając płótna jest również ważną częścią procesu: wszystko musi być w równowadze. Z tego samego powodu barwy, które wybieram, muszą być odpowiednie dla energetycznego pola danego obrazu.
SzT: Kim według Ciebie jest artysta dla społeczeństwa? Łatwo nim być?
DC: Każdy z nas jest artystą, jest to w naszej naturze, tylko, że z czasem o tym zapominamy. Wszystkie dzieci są artystami, ponieważ wciąż maja tą czystą niewinność i ciekawość, którą później gubią gdzieś w dalszym życiu. Kiedy dorastamy, jesteśmy uczeni jak żyć w odpowiedni sposób więc po wielu latach powtarzania nam tego, dostosowujemy się i stajemy się pewnego typu robotami, niewolnikami własnych idei. Nasze społeczeństwo chce utrzymać swój status, więc działa tak, aby chwalić wszystkich ludzi, zawody i artystów, którzy będą służyć jego celom. W ten sposób sztuka nie jest wolna. Mamy jednak szanse wydostać się z tego błędnego koła, tylko musimy najpierw oczyścić się z tego, co zostało nam narzucone z zewnątrz, tylko wtedy będziemy mogli wyrazić się bez przeszkód.
SzT: Masz swojego Mistrza?
DC: Są osoby, które szczerze cenie za to co zrobiły. Zhuangzi na pewno jest jedną z nich. Uważam jego książkę za prawdziwe dzieło literatury, kreatywności i natury i wiem, że nie przesadzam. Mam wielki szacunek dla filozofów takich jak Max Stirner i Jiddu Krishnamurti za ich niezwykłe prace.
SzT: Która z Twoich prac jest Ci najbliższa i dlaczego?
DC: Nie mam jednej ulubionej pracy, po prostu cenię te, w których koncept i wizualny przekaz powstały w równowadze z energią, którą miały przekazywać. Jednak zwykle nie przywiązuję się do nich, ponieważ nie są obrazem moich osobistych doświadczeń, staram się głownie pokazywać to, co widzę jako świadoma istota, a nie jako Davide Canepa. Chciałbym, aby moje ego było nieobecne w tych pracach.
SzT: Sporo wystawiasz, lubisz kontakt z odbiorcami? Zdarza Ci się dyskutować z nimi o swoich pracach? Czym dla Ciebie jest wernisaż?
DC: Tak, lubię kontakt z odbiorcami i często z nimi rozmawiam. Bardzo ważne jest, by być ze sobą blisko jako społeczność, czuć ze sobą wieź. Świat sztuki współczesnej za bardzo oddalił się od ludzi, stał się odległy i niezrozumiały, jak arogancka starsza pani, która chce być tylko adorowana, podczas gdy jedyne o co dba, to własny wizerunek. Dlaczego? Sztuka powinna być dostępna dla wszystkich. Grupy nie mają racji bytu, każdy powinien mieć szansę znaleźć inspirację w artystycznym wyrazie. Wernisaż powinien być prezentacją prac, a wiec i dyskusją na ich temat, również krytyczną, wymianą poglądów i inspiracji, nie tylko zaproszeniem przyjaciół i rodziny, i zbieraniem komplementów. Inaczej sztuka staje się wyłącznie przedłużeniem naszego ego.
SzT: Jak bardzo, i czy w ogóle różni się Twoim zdaniem polskie środowisko artystyczne od włoskiego?
DC: Wydaje mi się, że tutaj w Polsce ludzie są bardziej ciekawi świata, a ciekawość jest niezbędna, by kwestionować świat, który nas otacza i budować lepsze życie. Wiele osób czuje ważność artystycznej ekspresji, ludzie w każdym wieku doceniają najróżniejsze formy sztuki, od sztuki ulicy aż po operę, nie patrząc na powierzchnię, po prostu podążając za głosem serca. Mentalność ludzi tutaj jest świeża i dynamiczna, podczas gdy we Włoszech środowisko sztuki jest zbyt tradycyjne i zamknięte, ponadto sztuka jest ofiarą ogromnych spekulacji dyrektorów galerii oraz krytyków sztuki.
SzT: Na koniec zdradź nam jeszcze, jakie masz najbliższe plany artystyczne?
DC: Życie jest pełne niespodzianek, więc zobaczymy co mi przyniesie. Wernisaż w Teatrze Boto był ostatnim z pierwszego cyklu moich wystaw w Polsce. Ciężko mi cokolwiek planować, ponieważ z dnia na dzień wszystko może się zmienić. Jestem wolnym duchem. Chciałbym jednak zostać w Trójmieście na dłużej. W międzyczasie znalazłem już pracownię, w której będę tworzył razem z Anią, więc będę mógł kontynuować moją pracę.
Dziękuję za wywiad, jeśli pozwolicie, chciałbym podziękować mojej żonie Ani za całą ciężką pracę i wsparcie, jakie mi dała oraz wszystkim niezwykłym ludziom, których poznałem tutaj w Polsce.
SzT: Dziękujemy.